środa, 13 stycznia 2010

NA RATUNEK ŚWIATU c.d.

- Pewnie wszyscy są.
- Na pewno nas nie kłamiesz?
- No fajnie, wy też macie mnie za kłamcę?
- Nie rozumiem, jak to my też?
- Wiele rzeczy nie rozumiesz.
- To wszystko jest jakieś dziwne.
- Dziwne jest to, że to akurat dzieci mają nas uratować!
- Jak ci się nie podoba to możemy pójść.
- Nie wiecie jak.
- No to wykombinujemy coś.
- Jasne…
- Nie wierzysz?
- Nie wierzę, że pójdziecie.
- No to patrz!
- To papa!
- Okej, masz rację, nie wiemy gdzie co jest - przyznałam z trudem.
- No nareszcie, bo robiło się nudno.
- Czyli pomożesz?
- Nie wiem. A chcecie?
- Tak - wszyscy się zgodzili - bo inaczej nie damy rady.
- Dobrze, ale nic mi się niestanie?
- Nas się pytasz?
- No a jest ktoś jeszcze?
- On nie rozumie sarkazmu - powiedziałam pod nosem.
- Chodzi nam o to, że…. Aaaaaa... nie ważne.
- To gdzie ten skrzat?
- Na tamtej górze.
- No to w drogę.
Ruszyliśmy od razu, ale nie doszliśmy przed nocą. Musieliśmy nocować
w lesie. Było strasznie ciemno i głośno. Nie mogłam zasnąć, ale w końcu
poszłam spać. Wcześnie rano ruszyliśmy w drogę, ale jak doszliśmy nikogo tam nie było.
Była stara zniszczona chatka.
- Więc się zaczęło.
- Co znowu się zaczęło?
- Złapał go.
- To kto nam pomoże? - powoli zaczynałam wychodzić z siebie.
- Jak zwykle mnie się pytacie?
- Masz do nas pretensję? To nie nasza wina.
- Dobra nie kłóćmy się - powiedziała najmądrzejsza moja koleżanka.
- Teraz tylko trzeba wiedzieć, gdzie jest ten pan. - Wiem jak tam dojść, ale to nie będzie takie łatwe.
- Czy wszystko dla was jest trudne?
- A co was to obchodzi?
- Chcemy wiedzieć w co się pakujemy!
- No dobra, to idziemy czy nie?
I poszlimy, chociaż nie wiedzielimy, co będzie dalej. Szliśmy parę dni i nocy.
Wszyscy nie czuli już nóg i innych części ciała, ale w końcu ktoś powiedział.
- Mam dość, dalej nie idę!
- Nie wygłupiaj się - powiedziałam, bo byłam trochę ciekawa, co będzie dalej.
- Żywcem mnie nie weźmiecie.
- No to zabijemy i pójdziesz - powiedziałam.
- Ha, ha, bardzo śmieszne, wiesz!
- No ruchy! Idziesz albo spadasz.
- Ale skąd?
- No, do domu!
Kłótnia nie trwała długo, bo został przegłosowany - czyli reszta dzieciaków zgodziła się ze mną i musiał ulec woli większości. Szliśmy teraz tylko parę godzin. Doszliśmy
do starego zamczyska. Zapukałam, gdy nagle… koledzy wzięli mnie za krzaki i powiedzieli:
- Oszalałaś! Do mordercy pukasz?
- A może on jest miły tylko się boi tych zwierząt i dlatego je zabija?
- Jakby się bał, to by nie mordował!
- To jaki masz plan, mądralo?
- Wchodzimy od frontu z pistoletem i bronią. Nasze siły otoczą zamczysko.
- A skąd wytrzaśniemy broń i siły wojenne?!
- Co się mnie czepiasz?
- Dobra wchodzimy nie pukając. Improwizujemy!
- Okej!
Misja poszła świetnie, lecz to nie koniec przygód. Zapraszam do czytania bloga.

MIODUŚ I JA W KOSMOSIE

- Mamo? Gdzie jest mój plecak? - spytałam, a Mioduś od razu się zaciekawił.
- Po co ci ten plecak? A przy okazji, to mi się nudzi! - powiedział, a ja od razu odpowiedziałam:
- Po to, żeby móc polecieć w kosmos, oglądać planety, znaleźć małego stworka i być bohaterką. Już rozumiesz?
Mioduś pobiegł szybko do pokoju, ale od razu wrócił. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- To musimy wziąć w kosmos kilka pączków, miód, pastę do zębów i oczywiście mapę kosmosu - powiedział Mioduś.
- No to ruszamy! Poczekaj nie widzę tej twojej mapy - powiedziałam jednym tchem i pobiegłam do pokoju, a Mioduś oczywiście za mną.
Kiedy mieliśmy najpotrzebniejsze rzeczy wyjęłam książkę i powiedziałam:
- 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, skaczemy! - krzyknęłam, no i znaleźliśmy się na Jowiszu.
- Kasiu, patrz tam jest jakaś rakieta - powiedział Mioduś, a ja od razu odwróciłam głowę.
Naprawdę była tam rakieta, a koło niej coś zielonego.
- Patrz, tam coś jest. Chodźmy tam, zobaczymy co to jest? A może to jakiś potwór? – powiedziałam i od razu pobiegłam tam.
A kiedy byłam już blisko, mogłam się wystarczająco przyjrzeć co to było. Było to coś zielonego ze skorupą jak ślimak i wyglądało na stare.
- Miodusiu, a może byśmy mu pomogli? - spytałam.
- Dobrze, ale nie wiemy jak się nazywa i jaki ma problem? - powiedział Mioduś.
- Nazwiemy go... hmm, niech pomyślę... Skorupiak! - odpowiedziałam.
- I może jeszcze spełnia życzenia?! - krzyknął Mioduś.
- Ktoś mówił o życzeniach?- spytał nagle nieznajomy - to znaczy Skorupiak.
- O przepraszam, że się nie przedstawiłem, no ja właściwie nie mam imienia, ale to wasze bardzo mi się spodobało. Więc sir Skorupiak do usług - powiedział i ukłonił się.
- Miło mi. Mam na imię Kasia, a to jest Mioduś.
- Chciałam się spytać czy masz jakieś problemy lub coś w tym stylu? - powiedziałam.
Po chwili zobaczyłam jednak książkę, a jej tytuł brzmiał ,,Jak szybko i efektownie spełniać życzenia’’. Napisał ją Cacany Deondon. Ale było coś jeszcze. Było to napisane tak: dla stworków kosmicznych, które mają wiedzę ogólną na temat spełniania życzeń.
- A może spełniasz życzenia? - powiedziałam bez namysłu.
I już miałam pomyśleć, że będzie się śmiał, ale w tej chwili on odpowiedział:
- No oczywiście, że spełniam. A jak inaczej bym was zauważył? Przecież byłem wczytany po uszy w moją książkę! - powiedział Skorupiak.
Nagle coś buchnęło!!!
C.D.N.

piątek, 18 grudnia 2009

NIESPODZIANKA DLA RODZICÓW

Cześć! Jestem Ania Nowak i chcę zrobić prezent dla mamy i taty, gotując im obiad. Najpierw pójdę na zakupy, bo potrzebuję książkę kucharską i składniki. Ostatnio zaoszczędziłam 35zł, więc powinno wystarczyć na książkę i na składniki. Gdy wyszłam z domu, udałam się do księgarni. Kupiłam książkę i ruszyłam w kierunku marketu. Kupiłam koperek, ziemniaki, sałatę i pomidory. Weszłam do domu, zajrzałam do lodówki i znalazłam tam jeszcze paprykę, więc postanowiłam zamienić ją miejscami z ziemniakami. Otworzyłam książkę kucharską i znalazłam przepis na sałatkę warzywną. Lecz nie miałam marchwi i postanowiłam zadzwonić do cioci spytać, czy mi pożyczy marchew. Chwyciłam telefon i czekałam. Nagle odezwał się głos:
- Halo?
- Cześć ciociu to ja Ania.
- Witaj Aniu. Czego potrzebujesz?
- Tym razem to nie bilet na samolot, lecz marchew. Czy ma ciocia pożyczyć?
- Pewnie że mam, ale po co ci?
- Robię sałatkę dla rodziców. To taki prezent.
- To bardzo miło, że robisz coś takiego.
- Dziękuje.
- Przyjadę do ciebie i ci przyniosę.
- Dziękuje ciociu ratujesz mi życie.
- Pa.
- Pa.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To ciocia, wręczyła mi marchew i poszła, a ja spokojnie zabrałam się do pacy. Najpierw wyjęłam miskę i pokroiłam wszystkie warzywa. Zaparzyłam również herbatę. Postawiłam wszystko na stole i czekałam na rodziców. Gdy rodzice przyszli byli bardzo zadowoleni.

wtorek, 8 grudnia 2009

HISTORIA AMELII

Mam na imię Amelia i opowiem wam pewną historię. Rodzice wyjechali, a ja zostałam z ciocią, wujkiem i kuzynem Arkiem. Pierwszego dnia bawiliśmy się w szkołę. Tydzień później, gdy oglądaliśmy telewizję, usłyszałam jakiś hałas. Szybko wybiegliśmy przed dom i zobaczyłam rozbity samochód, a obok leżał motor i jakiś ranny pan. Zawieźli go do szpitala. Miał złamaną nogę i rozbitą głowę. Okazało się, że to był mój wujek. Zmartwiłam się bardzo. Miesiąc później wujek wyszedł ze szpitala, a rodzice wrócili do domu. Dwa miesiące później wujek odwiedził nas z ciocią i kuzynką Kają, która urodziła się 7 tygodni temu. Moja mama ma być jej matką chrzestną. Jutro będzie chrzest. Nie mogę się doczekać. W końcu nastąpił ten uroczysty dzień, było wspaniale. Daliśmy małej Kajce książeczki, cukierki i misia. Na chrzcinach poznałam koleżankę, która została moją najlepszą przyjaciółką. Obydwie kochamy przyrodę. Gdy miałyśmy 12 lat, to zrobiłyśmy sobie biwak. Bardzo nam się podobało. Napisałyśmy kilka książek o naszych przygodach. Kamila pisała, a ja robiłam do opowiadań ilustracje. Polubiłyśmy to.

wtorek, 27 października 2009

MIODUŚ PRZEŻYWA WIELKĄ PRZYGODĘ

- Miodusiu – wolałam.
- Co? - powiedział Mioduś, patrząc na mnie tak jak nigdy.
A tu nagle - puk - puk - puk - puk!
- Kto tam? - zapytałam i otworzyłam drzwi.
Za drzwiami stał smok - czerwony, mały i cały uśmiechnięty od ucha do ucha. Wszedł do domu.
- Cześć. Mam na imię Aleks. Dowiedziałem się o was z gazety - to znaczy o Miodusiu przeczytałem gdzie mieszka, no i przyleciałem. Chcę was prosić, żebyście pomogli mi uratować moją rodzinę przed olbrzymami i złymi smokami - powiedział i zrobiło się dziwnie zimno.
Poczułam, że wszystko nie ma sensu, że nigdy nie uda nam się uratować rodziny Aleksa.
- To olbrzymy! Złapcie mnie i le. . . . .cimy - zawołał.
Już lecieliśmy - nie wiedziałam gdzie, ale to było obojętne, bo miałam w sobie radość jakiej nigdy nie doświadczyłam.
- Już niedługo i będziemy - powiedział Aleks - no już widzę krainę z wodospadami, wulkanami i jeziorami.
Nagle skręcił w prawo i wlecieliśmy w wodospad, za którym był wielki dom.
- To mój dom. Chcecie coś pić? A może jeść? Usiądźcie na kanapie, a ja pójdę po Pusię. To moja świnka morska. Tam jest lodówka - skończył Aleks i wyszedł, a Mioduś szybko pobiegł do lodówki i otworzył ją.
- Nie ma miodu! Jak można nie mieć w lodówce miodu, są tu tylko parówki i zestaw z mc donalda no i oczywiście musztarda - powiedział Mioduś ze złością.
Po chwili przyszedł Aleks z malutką świnką morską.
- Otwórz tę szufladę, tam jest miód na specjalne okazje, ale jak będziesz chciał, to będę mógł polecieć po więcej - powiedział i usiadł na kanapie. Wziął pilota i nacisnął guzik. Tam gdzie przed chwilą stał kamień był telewizor z włączonym kanałem TVN.
- To gdzie jest twoja rodzina? - spytał Mioduś
- Tak właściwie to nie wiem, ale wiem, kto ich porwał. Był to Diablo - czarny smok.
- No to lecimy- krzyknął Mioduś i usiadł na grzbiecie Aleksa.
Ja też potem do nich dołączyłam i zaczęliśmy lecieć. Po chwili zobaczyłam nowy ląd.
- To wyspa, na której są moi rodzice. Wiem gdzie są uwięzieni. Będzie tam dużo pułapek - powiedział Aleks i zaczął lądować.
Kiedy już wylądowaliśmy, stanęliśmy przed wielkim zamkiem. Nagle wyskoczyło kilkanaście smoków.
- Walczcie - krzyknął jeden ze smoków i zaczęli zbliżać się do nas coraz szybciej i szybciej.
- Uciekajcie! Dam sobie radę - krzyknął Aleks.
- Ooooooooo nie! Powiedz nam gdzie są twoi rodzice, Aleks. Miodusiu, zostaniesz tutaj i pomożesz Aleksowi. Zatrzymacie smoki, a ja pobiegnę po twoich rodziców - powiedziałam.
- Oni są tam w tym szarym domu - powiedział Aleks, a ja już biegłam do domu, który wskazał. Już wchodziłam na dziesiąty stopień, a tu nagle widzę wielką dziurę, która wpada w głąb ziemi.
- Jak ja się tam przedostanę? Wiem, może po prostu wezmę mój pasek, zawieszę go na tej rurce i się rozpędzę, potem skoczę i złapię się paska - pomyślałam i po chwili znalazłam się po drugiej stronie dziury. Po kilkunastu pułapkach znalazłam się na samej górze i zobaczyłam smoka i smoczyce.
- Jak ja ich wypuszczę? Widzę, tam jest klucz - pomyślałam.
Pobiegłam go wziąć. Szybko wypuściłam rodziców Aleksa, a potem usłyszałam za sobą dźwięk. Był to Aleks.
- Wygraliśmy! Co za szczęście...
Nagle otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku, a przede mną stał Mioduś.
- Chyba miałaś zły sen, bo się wierciłaś.
- Dobrze, że to tylko zły sen. A gdyby tak to była prawda...? - powiedziałam sama do siebie.

NA RATUNEK ŚWIATU

Bycie w trzeciej klasie wcale nie jest takie proste, jak by się wydawało. Dużo lekcji, zadań domowych, coraz więcej obowiązków w szkole i w domu też. Przecież każdy by wolał bawić się na dworze niż siedzieć w nudnej klasie (chodź w sumie czasem bywa fajnie). Ale i tak na każdej lekcji czekam na ten cudowny dzwonek ogłaszający krótką przerwę. Dziś też tak było.
5…4…3…, odliczałam cicho w myślach, 2…1! Drrrrrryn! Nareszcie długa przerwa. Czas na obiad. Wszyscy wybiegli z klasy ze mną na czele. Niestety kolejka do stołówki i tak już była długa. Ustawiłam się i jak co dzień cierpliwie czekałam. W końcu moja kolej.
- Hm, co dziś mamy dobrego? - pomyślałam.
Na obiad były pyszne naleśniki z serem. Wzięłam swoją porcję i rozejrzałam się za wolnym miejscem. Dosiadłam się do paru kolegów i koleżanek z mojej klasy. Nie zdążyłam nawet ugryźć naleśnika, gdy oślepiło mnie białe światło. Podłoga wraz ze stołem zaczęła się dziwnie trząść i po chwili już nie byłam na stołówce. Znalazłam się wraz z przyjaciółmi, z którymi siedziałam w jakimś dziwnym miejscu.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam, ale nikt mi nie odpowiedział.
- Może to kawał?
- Nie, na pewno nie.
- A może przemeblowali stołówkę?
- Nie żartuj, chodzimy lepiej się rozejrzeć.
Po pięciu minutach już wiedzieliśmy miej więcej gdzie co jest, ale mieliśmy inne zmartwienie.
Jak wrócić? Zaczęliśmy panikować, lecz nagle usłyszałam dziwny głos.
- Kim ty jesteś? - zapytałam wystraszonym głosem - i gdzie my jesteśmy?
Tajemniczy pan nie odpowiedział, lecz machnął ręką i pokazał, że mamy iść za nim. Znaleźliśmy się w jakiejś dziwnej grocie. Jeden z moich kolegów zapytał jeszcze raz.
- Kim jesteś?
- Jestem wampirem, ale nie bójcie się. Ja jestem groźny tylko nocą – zażartował.
Włosy stanęły nam dęba i nikt nie potrafił wypowiedzieć słowa. W końcu powiedziałam.
- Wiesz jak my się tu znaleźliśmy?
- Wiem - powiedział wampir - zostaliście wezwani, żeby uratować nas przed pewnym panem, który jest przekonany, że każdy wampir jest zły i próbuje nas zamknąć w swoim cyrku.
Każdy myślał, że to bajka.
- Może to pomyłka? - powiedziałam.
- Nie, na pewno nie. Inaczej nie przeszlibyście do naszego świata.
- Czyli jesteśmy wybrańcami? - zapytałam.
- Co to znaczy?- zapytał wampir.
- Nie wiesz?
- Nie, nigdy nie słyszałem takiego słowa.
- Wybrańcy, są to ludzie którzy są do czegoś powołani.
- No to pomożecie mi, czy nie?
- Dobra… Ale jak mamy wam pomóc?
- Nie wiem? To już wasza sprawa.
- Jak to nie będziesz z nami?
- A wyglądam na takiego, co chce? Nie jestem głupi. Jeszcze mnie złapie i co wtedy?
- Nie, ale byłoby miło.
- Niestety nie wszystko życiu jest miłe.
- A jak nam nie wyjdzie?
- To was powiesimy! Żartowałem. Może pomoże wam jeden z skrzatów.
- One też są w to zamieszane? CDN...

poniedziałek, 26 października 2009

WYPUSZCZONE ZAJĄCE

Mam na imię Lidia i mam 9 lat. Mój tata Robert jest myśliwym w kole „Diana” w Bogatyni. Myśliwi muszą dbać o zachowanie równowagi wśród zwierzyny łownej. Niestety na naszym terenie zanikającym gatunkiem zwierzyny drobnej, obok bażanta, kuropatwy, jest także zając. Dlatego w lipcu tego roku, dzięki dotacji naszego burmistrza, możliwym było zakupienie 33 zajęcy (po 300zł każdy) i zasiedlenie nimi naszych terenów. Właśnie w takiej akcji, wraz z innymi dziećmi myśliwych, brałam udział. Zajączki, mimo długiej drogi w specjalnych transporterach, czują się dobrze i jak kiedyś spotkacie jakiegoś podczas spaceru, to może będzie on jednym z tych, którego wypuściłam?
Poza takimi akcjami bardzo chętnie pomagam tacie w dokarmianiu zwierzyny w okresie niedoboru pożywienia, czyli zimą. Wtedy razem z moją siostrą Julią jeździmy uzupełniać podsypy i paśniki – to takie stołówki leśne, z których najchętniej korzystają sarny, dziki, zające i inne zwierzątka. Przy tym mam okazję więcej czasu spędzać na łonie natury. Wszystkim wychodzi to na zdrowie.

JESIEŃ

Jesień złota, piękna barwna.
Drzewa gubią swoje dzieci
Ptaki odlatują w dal
Za polską piękną jesienią.

KONKURS

Dzisiaj w parku pokaz mody. Strój czerwony, a zielony wyszedł z mody. Dziś kolory modne są: czerwony, żółty, pomarańczowy i brązowy. Teraz wszystkie kolory znasz. Więc skomponuj najlepszy strój i przynieś go do biblioteki. Najlepszy strój wygra zestaw kredek. Konkurs do 15 listopada.

poniedziałek, 19 października 2009

WIOSNA

Wiosna to bardzo ładna pora roku. Ja lubię wiosnę. Wszystko budzi się do życia. Kwitną najpiękniejsze kwiatki. Fruwają barwne motyle. Najbardziej lubię pierwszy dzień wiosny - spalanie lub topienie Marzanny. Ten dzień to Dzień Wagarowicza. My nie chodzimy na wagary. W szkole odbywają się luźne lekcje i jest fajnie. Raz koledzy z klasy wybrali się na te wagary. Jak to bywa, kłamstwo zawsze się wyda.
Jeden z kolegów przyszedł do domu cały wybrudzony błotem. Zdążył się jednak przebrać nim mama wróciła z pracy.
- Bardzo cię proszę odrób lekcje, a ja wstawię pranie - powiedziała mama.
Właśnie wtedy przypomniał sobie, że ubrania włożył do pralki i mama je znajdzie. Chłopak zaproponował mamie pomoc i powiedział, że nie ma nic zadane.
Mama się zdziwiła i powiedziała
–Dobrze to pozmywaj naczynia, bo na praniu to trzeba się znać, by nie pofarbować ubrań. Nie wiedział, co mam wymyślić, ale i tak było za późno, bo usłyszał trzask otwierającej się pralki.
- Co to jest - zapytała mama? - Te rzeczy są bardzo ubrudzone błotem. Jak to się stało?
Chłopiec powiedział, że kiedy wracali ze szkoły to inni koledzy wepchnęli go w błoto.
- Jutro pójdziemy razem do szkoły i wyjaśnimy to z tymi kolegami - powiedziała mama. Chłopak protestował i mama się czegoś domyśliła.
- Dlaczego nie? - A może nie mówisz mi prawdy?
Musiał się przyznać, bo inaczej mógłby mieć jeszcze większe kłopoty.
- Dziś nie byłem w szkole. Poszliśmy z kolegami do parku. Tam biegała wiewiórka i chcieliśmy ją złapać. No i tak ją ganialiśmy, aż wpadłem w błoto i ogromną kałużę. A najgorsze było to, że koledzy bardzo się ze mnie śmiali.
- Nie, najgorsze było to, że nie poszedłeś do szkoły i kłamałeś – powiedziała spokojnie mama i dodała
–Jutro pójdziesz i powiesz pani, dlaczego nie było cię w szkole i przeprosisz.
Kolega zgodził się ma wszystko i przeprosił mamusię. Obiecał, że nie będzie więcej kłamał.
Nie był to udany dzień. A w szkole dzieci naprawdę miały ciekawe zajęcia, które później długo wspominały.

MOJA SZKOŁA

Chodzę do Szkoły Podstawowej nr 1 w Bogatyni. Lubię moją szkołę, ponieważ jest ona inna niż te, które do tej pory widziałam. Nowoczesne szkoły są dużo większe od mojej, ale nie ma w nich tej miłej, rodzinnej atmosfery. Dlatego czuję się tu bezpiecznie i lubię chodzić do mojej szkoły. Czuję do niej wielkie zamiłowanie. Dni spędzone w niej są pełne przygód. Co roku, według szkolnej tradycji, pierwsze klasy występują w cyrku "Asy z pierwszej klasy". Cyrk jest ciekawy i pełen zabawy. Ja również występowałam w tym cyrku jako pierwszoklasistka. Po każdym takim wydarzeniu odczuwam coraz większą więź ze szkołą. Oczywiście obchodzimy także Święto Szkoły, na którym odbywa się pasowanie pierwszaków na uczniów. Po uroczystości pasowania występują uczniowie ze starszych klas. Jest jeszcze jeden powód, dla którego lubię moją szkołę. Jako dzieci chodzili do niej również mój dziadek, babcia i tata. To bardzo miłe uczucie gdy wyobrażam sobie, że oni także chodzili po tych samych korytarzach jako dzieci.

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ

Żyła sobie dziewczynka o imieniu Milena. Mieszkała na wsi. Miała kury, gęsi, krowy, kozy, konie, kota i psa. Pewnego ranka, gdy Milena wstała, pobiegła w piżamie do mamy i krzyknęła:
- MAMO! Gdzie jest Łatek? Jeszcze w nocy był w pokoju, a dziś go nie ma!
Mama powiedziała:
- Mileno, Łatek wyszedł w nocy i zaginą bez śladu.
Milena jadła ze smutkiem śniadanie. Gdy poszła do pokoju, narysowała mapę wsi i napisała mamie kartkę. Gdy Milena zeszła na dół, wzięła torbę i zapakowała do niej kanapki, wodę w butelce i 5 marchwi. Wyszła z domu i poszła do stajni po konia Błyskawicę, na którym zamierzała jeździć i szukać Łatka. Wyruszyła w drogę. Najpierw pojechała do młynarza. Milena spytała młynarza.
- Nie widział pan Łatka, często tu z nim bywam?
Młynarz grubym głosem odpowiedział.
- Widziałem go. Poszedł w stronę krawcowej Heleny.
Milena z wdzięcznością podziękowała i ruszyła do krawcowej Heleny. Jechała na koniu i koń nagle stanął. Milena wyjęła z torby jedną marchew i dała koniowi. Od razu ruszył w drogę. Niestety krawcowej nie zastali, ale koń i Milena zobaczyli ślady psich łap. Koń je zbadał wzrokiem dokładnie i ruszył ich śladem. Milena była wykończona jazdą i powiedziała:
- Prr. Stój Błyskawica.
Posłusznie się zatrzymał. Milena zsiadła z niego i wyjęła z torby wodę i kanapkę, a dla konia marchew. Koń położył się pod drzewem, a Milena pochlapała go wodą ze stawu, który był tuż obok. Koń wstał by się napić wody ze stawu. Zapadła noc, więc Milena przespała się na kocu, który miała przy siodle. W nocy Milena zobaczyła spadającą gwiazdę i powiedziała życzenie.
- Chcę, aby Łatek się odnalazł.
I poszła spać. Rano była bardzo głodna więc wyjęła z torby kanapki i marchew dla konia. Gdy Błyskawica wstał, szybko wziął marchew do buzi i poszedł do stawu się napić. Milena wsiadła na konia i ruszyli w dalsza drogę. Jechali, jechali i jechali, aż dojechali do sąsiedniej wsi. We wsi było cicho i pusto, ale Milena usłyszała szczekanie psa. Błyskawica wiedział co ma zrobić i pogalopował do psa, który szczekał. Okazało się, że to inny pies. Milena była rozczarowana i powiedziała ze smutkiem.
- Nigdy go nie znajdę. To koniec, wracamy do domu. Zapłakana i smutna pojechała do domu. Gdy byli koło stawu, Milena zobaczyła Łatka stojącego koło drzewa. Koń zarżał ze szczęścia.
- Rrrrrr!
Milena podbiegła do Łatka i posadziła go na koniu. Jechali przez resztę dnia i w końcu zastała ich noc. Gdy dotarli na miejsce, dom był zamknięty. Milena weszła oknem, a Błyskawica podrzucił Łatka w górę i pies wleciał przez okno do pokoju. Błyskawica poszedł do stajni. Rano mama Mileny czule ją powitała i powiedziała.
- Nigdy więcej tak nie rób. Ja i twoje siostry bardzo się martwiłyśmy. Martwił się również pan młynarz i pani Helena.
Milena była zdziwiona, że tyle osób się o nią martwiło, ale po chwili powiedziała.
- Najważniejsze jest to, że Łatek się odnalazł, i że wszystko dobrze się skończyło.


DOMEK KASZTANIAKÓW

Nadeszła jesień, liście pospadały.
Zainteresował się nimi chłopczyk mały.
Pozbierał je, lecz najpierw zgrabił.
Zrobił domek Kasztaniakom i się nimi bawił.
Zbierał liście coraz bardziej złote
I bawić się nimi zawsze miał ochotę.
Bawił się tak do końca jesieni,
Aż w oknie zobaczył jak się kolor biały mieni.
Trochę się martwił, że kasztaniaki odeszły.
Lecz spotka je za rok
i znowu zrobi w liście pierwszy krok.

ZAGUBIONY ELWIS

Dawno, dawno temu żyła sobie dziewczynka o imieniu Asia. Miała zwierzątko - chomika o imieniu Elwis. Asia poprosiła rodziców, aby pojechali razem na wakacje. Rodzice się zgodzili i pojechali, a Elwis został w domu. Asia zapomniała mu dać jeść, więc jak został sam to zgłodniał i wyszedł z klatki. Zrobił wielką dziurę do sąsiadki. Sąsiadka go zobaczyła i pomyślała sobie, że może być głodny i dała mu jeść. Kiedy Asia wróciła z rodzicami to sąsiadka oddała Elwisa i opowiedziała wszystko Asi. Asia się przestraszyła się i powiedziała Elwisowi, że nigdy nie pojedzie na żadne wakacje. Kiedy skończyły się wakacje, dziewczynka poszła do szkoły. Pani powiedziała, żeby następnego dnia dzieci przyniosły jakieś zwierzątko, takie, które będzie umiało coś przedstawić. Asia przyniosła Elwisa. Elwis zatańczył i wszystkim się to bardzo podobało. Asia powiedziała, że jej chomik może iść do cyrku. Dziewczynka dostała za przygotowanie do lekcji szóstkę.

PIĘKNA ZŁOTA POLSKA JESIEŃ


Opadają z drzew ich barwne dzieci.
Jeże pod kolorywymi liśćmi bawią się.
Dzieci gdy ze szkoły do domu drepczą,
Dary jesieni zbierają.
Ptakom tchu zabrakło,
Lecz opuścić nas muszą.